aaa4
Newbie
Dołączył: 15 Lut 2017
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 11:25, 16 Mar 2017 Temat postu: ok wnet |
|
|
Tysiace ludzi zebraly sie na teheranskim lotnisku, zmieniajac jego hale i wszystkie poczekalnie w rejon kleski zywiolowej. Mezczyzni, kobiety i dzieci koczowali na podlodze, bojac sie, ze straca miejsca. Nie bylo zadnego rozkladu lotow, zadnych priorytetow i komputerowej rezerwacji. Na kazde miejsce czekalo dwudziestu pasazerow, a bilety wypisywalo recznie kilku ponurych urzednikow, w wiekszosci otwarcie wrogich i nie mowiacych po angielsku. Wkrotce lotnisko tonelo w brudzie i smrodzie.
Chaos powiekszaly tysiace Iranczykow, ktorzy chcieli uciec, poki to bylo jeszcze mozliwe. Pozbawieni skrupulow i zamozni wpychali sie bez kolejki. Wielu urzednikow zarobilo wtedy krocie. A potem zastrajkowali kontrolerzy lotow i lotnisko calkowicie sie zakorkowalo.
W koncu wszyscy obcokrajowcy, ktorzy chcieli wyjechac, wyjechali. "Jesli cudzoziemiec chce wyjechac - powiedzial ajatollah - pozwolmy mu wyjechac; to amerykanski materializm jest Wielkim Szatanem...". Ci, ktorzy zostali, zeby obslugiwac pola naftowe i zaladunek tankowcow, pilotowac samoloty, kontynuowac budowe elektrowni jadrowych, pracowac w fabrykach chemicznych - oraz chronic swe gigantyczne inwestycje - probowali nie rzucac sie w oczy.
McIver przycisnal sluchawke do ucha. Glos Talbota zabrzmial troche ciszej i bal sie, ze polaczenie zaraz sie urwie.
-Tak, George... co takiego mowiles?
-Mowilem wlasnie, Duncan, ze naszym zdaniem wszystko na pewno sie dobrze skonczy. Nie ma mowy, zeby nastapil totalny wybuch. Ze zrodel nieoficjalnych wiadomo, ze przygotowywane jest porozumienie, na mocy ktorego szach abdykuje na rzecz swojego syna Rezy. Rzad Jej Krolewskiej Mosci popiera ten kompromis. Przejscie do rzadow konstytucyjnych, ktore wesprze grubo spozniony wojskowy zamach stanu, moze byc nieco burzliwe, ale nie ma potrzeby sie martwic. Przepraszam, lecz musze juz konczyc... dajcie mi znac, co postanowicie.
W sluchawce zapadla cisza.
McIver zaklal, wcisnal kilka razy widelki, po czym powtorzyl, co uslyszal od Talbota. Genny usmiechnela sie slodko.
-Nie patrz tak na mnie. Odpowiedz brzmi "nie". Zgadzam sie, ze...
-Ale Talbot...
-Zgadzam sie, ze inne powinny wyjechac, ale ja zostaje. Kolacja jest juz prawie gotowa - dodala, po czym wyszla do kuchni, zamykajac w ten sposob wszelka dyskusje.
-Wysylam ja stad i koniec - stwierdzil McIver.
-Stawiam moje caloroczne wynagrodzenie, ze sie nie zgodzi... chyba ze ty wyjedziesz razem z nia - powiedzial Pettikin. - Swoja droga, [link widoczny dla zalogowanych]
dlaczego tego nie zrobisz? Potrafie wszystkiego dopilnowac.
-Nie. Dziekuje, ale nie skorzystam. - Twarz McIvera rozjasnila sie nagle w polmroku. - Wlasciwie to tak, jakbysmy znowu mieli wojne, nie sadzisz? Trzeba tylko dostosowac sie, opiekowac oddzialem i [link widoczny dla zalogowanych]
wykonywac rozkazy. - Obserwowal przez chwile Pettikina, ktory probowal polaczyc sie z ich baza w Bandare Daylam. - Znales tego Amerykanina, ktorego zabili, Stansona?
-Nie. A ty?
Post został pochwalony 0 razy
|
|